top of page
  • Zdjęcie autorabookove

Lovecraft - niekoronowany król grozy.




Howard Philips Lovecraft, to bez wątpienia niekoronowany król horroru, jeden z ojców fantastyki naukowej, pan i władca koszmarów i grozy. Czy pomimo takiej epokowej spuścizny, istnieje bardziej nieszczęśliwa postać literacka? Jego talent mógł doprowadzić go na sam szczyt, mógł mieć wszystko a jednak… Jego życie i pośmiertne dzieje jego twórczości świadczą o tym, że wszechświat kpi sobie ze śmiertelników.


Dzieciństwo Lovecrafta, okres tak bardzo wpływający na późniejsze losy człowieka, był dla chłopca z Providence pasmem niemal samych nieszczęść. Gdy Howard był małym chłopcem, jego ojciec popadł w psychozę, która męczyła go ciągłym szaleństwem nim, po czterech kolejnych latach, sprowadziła na niego łaskawą śmierć. Chłopcem i matką zaopiekował się jego dziadek, dobry i charyzmatyczny człowiek, który wprowadził wnuka w świat osiemnastowiecznych powieści i niesamowitych historii. To jemu, bez wątpienia, zawdzięczamy zaszczepienie w głowie małego Howarda idei fantastycznych światów, o których miał później usłyszeć świat. Sam Howard miał wybitny umysł, ale słabe ciało, był bardzo chorowity. Dlatego też cały czas poświęcał na literaturę i twórczość - gdy miał siedem lat napisał poemat o Odyseuszu a rok później poznał twórczość Edgara Allana Poego. Jako dziesięciolatek redagował własne naukowe gazetki, a w wieku siedemnastu lat pisał już artykuły popularnonaukowe do lokalnych gazet. Znał łacinę, kochał starożytność i fascynował się historią, zwłaszcza swojej rodziny, której genealogia była zawiła i interesująca – Philipsowie, rodzina matki, wywodzili się z siedemnastowiecznych kolonistów, Lovecraftowie zaś przybyli do Stanów na początku XIX wieku z Anglii. Takie połączenie dla białego mężczyzny oznaczało status niemal arystokratyczny, tym bardziej w Ameryce pozbawionej własnej szlacheckiej tradycji.


Gdy miał czternaście lat zmarł jego dziadek, a rodzina popadła w problemy finansowe. Wspaniała posiadłość, majątek oraz szanse na świetlaną przyszłość przepadły. Mimo wszelkich tych przeciwności, Howard Philips Lovecraft nigdy nie czuł się gorszy. Ba, pochodzenie i naturalny geniusz, o którym był przeświadczony, dawały mu poczucie wyższości, które do końca jego dni go nie opuściło. Ukojenia szukał w książkach, jednak zrezygnował z nauki na uniwersytecie – sam twierdził, że przeżył wówczas załamanie nerwowe i pogrążył w stagnacji i stuporze na kolejne pięć lat. Jego kontakt z matką także nie należał do najlepszych. Kobieta nigdy nie pozbierała się po śmierci męża, a kolejne nieszczęścia doprowadziły ją na skraj szaleństwa. Wyobrażała sobie nawet, że jej syn ukrywa się przed światem przez swój odrażający wygląd. Więź między matką a synem przybierała raczej zwyrodniały wygląd.


Przypadkowy kontakt z kręgiem dziennikarzy-amatorów obudził Lovecrafta do życia. Zaczął prowadzić z nimi żywą korespondencję, a że zajmowali się oni różnorodną formą pisarstwa to toczone między nimi emocjonujące dyskusje były dla Howarda niczym haust świeżego powietrza. Założył nawet własną gazetkę, ale nie to wydarzenie z tego okresu okazało się najważniejszym - to wtedy, w roku 1917, narodził się Dagon, pierwsza powieść niesamowita.


Jak przystało na arystokratę, za jakiego się uważał, Howard był dżentelmenem, egzaltowanym młodzieńcem, ale także… rasistą i antysemitą. Człowiekiem pełnym sprzeczności, o czym nic nie świadczy lepiej niż ślub z Sonią Haft Greene – rosyjską żydówką. Ich małżeństwo trwało jedynie dwa lata, ale to nie poglądy ich rozdzieliły a arystokratyczne podejście do życia Lovecrafta. Mieszkał w kawalerce w Nowym Jorku, płonął z poczucia nieszczęścia i obrzydzenia otaczającym go różnorodnym rasowo wielkim miastem. Powrót do ukochanego Providence dał mu nową siłę do pisania… Choć żył w biedzie, to żył na własnych warunkach. Pisał, pisał i pisał, jednak wówczas niewielu doceniało jego twórczość. Czy podobnie jest obecnie?


Uniwersum, które stworzył nazwano Mitologią Cthulhu lub Mitologią Lovecrafta i chętnie korzysta się z jego zasobów. Całe gro jego bóstw lub inspiracji nimi, przewija się przez wszystkie możliwe media, występują w popkulturze jako nieodłączna część kultury strachu. Sam Lovecraft jest mistrzem dla wielu twórców horrorów, takich jak Stephen King. Twórczość tego niegdyś zapomnianego szaleńca z Providence jest macierzą kultury grozy, którą dziś znamy.

Strach, którym karmi nas Lovecraft jest oparty na pierwotnym lęku człowieka przed nieznanym, nieodkrytym oraz nieskończonym. Nie doszukamy się różnorodności w jego twórczości, jest schematyczny w tworzeniu postaci – są to zawsze wykształceni wyrafinowani młodzi mężczyźni (prawdopodobnie są to wyobrażenia Howarda o nim samym). Ale to nie ludzcy bohaterowie są tu osią zdarzeń, a przedwieczne istoty, które z kolei wykraczają poza znane schematy. Właściwie to w sposób klasyczny Lovecraft korzysta z kanonu, w którym główny bohater musi zmierzyć się z Fatum, Tajemnicą, ale tu wielki wpływ ma ateizm Howarda. Nie wierzył on w świat pozamaterialny, więc w odróżnieniu od wielu poprzedników – jego groza jest namacalna i fizyczna. Bogowie nie są ponadnaturalnymi duchami, a postaciami z krwi i kości. Wielki Przedwieczny ma ciało, owszem, jest to jednak monstrualne cielsko, starsze niż świat, w którym przyszło mu się zdrzemnąć, ale jego potęga wzbudza strach nie tylko przez mocarność ciała, a przez ucieleśnienie nieskończoności kosmosu.


Czas dla Lovecrafta także jest narzędziem tortur. To co nam wydaje się odległe, dla jego bóstw jest ledwie mrugnięciem lub nieistotnym elementem zabawy. Cóż z tego, że człowiek jest bezradny wobec upływania czasu, gdy Przedwieczni lubią sobie z czasu kpić? Lovecraft lubi nam przypomnieć, że nasz świat, Ziemia, jest jedynie przypadkowo rzuconym kamieniem w bezkresnej przestrzeni kosmosu. Bluźnierstwo, chyba ulubione słowo Samotnika z Providence, dobrze opisuje sytuacje, w której znajdują się bohaterowie jego powieści – to, czego są świadkami wykracza poza znaną ludzkości wiedzę, poza bezpieczną przystań nauki i racjonalności. I to wykracza tak dalece, że samo wyobrażanie sobie tego jest grzechem wobec rozumu. Często ci bohaterowie uświadomiwszy sobie własną naiwną wiarę w mądrość ludzkości, popadają w obłęd – całkiem to zrozumiałe, w końcu okazuje się przecież, że mają fizyczny dowód na naszą nieświadomość i czyhającą grozę, niepojętą dla głupiego gatunku ludzkiego.

Podczas gdy ludzie zastanawiają się czy Pluton jest planetą (ponoć jest!), pod naszymi stopami znajdują się korytarze pełne Shoggottów czekających na wezwanie ich Pana. Marzymy o eksploracji Rowu Mariańskiego, a w tym czasie rodzina Marsh składa w nim ofiary Dagonowi. Marynarze rzucają przekleństwami na prawo i lewo, gdy ich statek ociera się o skałę, nieświadomi tego, że to nie skała a jedna z wież R’lyeh, która wysunęła się bliżej powierzchni, gdy przypadkowy ruch płyt tektonicznych poruszył miastem.

Howard Philips Lovecraft był wyjątkowy w budowaniu grozy, bo opierał się na tym, nad czym ludzie nie mają kontroli – na instynkcie, tym pierwotnym głosie z tyłu głowy, który czasem szepcze nam, że wrzątek parzy, a w niezbadanych rejonach Pacyfiku może spać uśpiony Cthulhu. Lovecraft pcha nas ku nauce i jednocześnie pyta, czy na pewno chcemy wiedzieć. Czasem niewiedza jest błogosławieństwem, a czasem groza spadnie na Ciebie choćbyś był mądrzejszy od Einsteina i Hawkinga razem wziętych.


To niepojęte, jaki wypływ na mnie ma groza Lovecrafta. Czasem czytałam coś, co zdawało mi się zupełnie niestraszne, po czym w nocy śniłam najgorsze koszmary. Zdarzało się, że jedno zdanie mroziło mi krew w żyłach, a na podmuch wiatru reagowałam panicznie.


Nie powiem wam co czytać i w jakiej kolejności, bo to sprawa indywidualna, ale za cokolwiek się złapiecie od razu pojmiecie styl Lovecrafta. Moja jedyna i najważniejsza rada to szukajcie dobrych tłumaczeń! Lovecraft pisał pięknym wyrafinowanym językiem i to ten język wprowadza nastrój niepokoju, w którym znajdują się bohaterowie. Jest on czasem męczący, ale przez to, że wymaga od nas ciut więcej skupienia, głębiej popadamy w przedstawiany świat. Według mnie najlepsze tłumaczenie jest w książkach wydawanych przez wydawnictwo Vesper, bo Maciej Płaza włożył w to niewyobrażalnie wiele pracy, i zaowocowało to przecudownym światem, zapewne dokładnie takim, jakim widział go sam Lovecraft.


Ulka

3 wyświetlenia0 komentarzy
bottom of page